wczasy, wakacje, urlop
19 kwietnia 2013r.
ŁEBA —USTKA (62,5 km) Wyruszając na trasę Koszalińskiego Szlaku Nadmorskiego udajemy się z dworca kolejowego (0,0 km) w lewo i przechodzimy przez drewniany most na rzece Łebie. Następnie idziemy szeroką drogą, którą opuszczamy, gdy skręca ona w lewo i maszerujemy dalej prosto szosą. Po napotkaniu po lewej stronie małego, okrągłego, betonowego bunkra — skręcamy w prawo. Po przejściu około 300 metrów (1,5 km) po lewej stronie w głębi lasu widzimy ruinę opuszczonego w 1590 roku kościoła w. Mikołaja, stojącego ongiś w centrum Starej Łeby (patrz str. 68). Po zwiedzeniu uiny wracamy z powrotem do drogi brukowanej i idziemy nią ina południowy za-hód. Po prawej i po lewej stronie drogi rozciąga się las na mokradłach, często występujących na zapleczu terenów wydmowych. W lesie, po prawej stronie, na ztucznym wzniesieniu znajduje się mały cmentarzyk. Po stronie południowej ciągnie się długie na 17 km jezioro Łebsko, największe 5 naszych jezior przybrzeżnych, a trzecie co do wielkości w Polsce. Powierzchnia jego wynosi 76 km2, chociaż największa głębokość nie przekracza 5,3 m. Zarówno jezioro Łebsko jak i Gardno są prawdziwym rajem ptasim. Na południowym i południowo-wschodnim brzegu jeziora Łebsko, które jest punktem etapowym dla niezliczonych tysięcy wędrownego ptactwa wodnego, utworzono dwa rezerwaty, które mają zapewniać ptakom ustronne i ciche miejsca lęgowe. Największym z gnieżdżąc5'ch się tu ptaków jest łabędź. Wędrując wzdłuż ustronnych brzegów jeziora, można go podejść nawet dość blisko. We wsi Rąbki (4,5 km) wchodzimy na drogę betonową, która biegnąc w dalszym ciągu na zachód, prowadzi nas do poniemieckiej wyrzutni rakiet typu V 2 (6,5 km). Za wyrzutnią biegnie już zwykła droga polna. W pewnym miejscu (8 km) drogę ucina prawie pionowa ściana piasku. Wchodzimy na górę i stajemy zaskoczeni roztaczającym się widokiem. To „polska Sahara" — największe w Europie wydmy wędrujące, wchodzące w skład Słowińskiego Parku Narodowego. Teren parku obejmuje dwa wielkie jeziora przybrzeżne: Łebsko i Gardno wraz z oddzielającymi je od morza piaszczystymi mierzejami oraz położone w ich sąsiedztwie rozległe torfowiska, bagna i mokradła. Południową granicę parku stanowi stroma krawędź wysoczyzny dyluwialnej ze wzgórzem Rowokół. Przy silnym wietrze zachodnim nad powierzchnią wydmy unosi się kilkudziesięcio-centymetrowa mgiełka lotnego piasku siekącego po nogach, wciskającego się w oczy i w zęby. Prędkość przesuwania się wydmy dochodzi do 5 metrów rocznie. Niesie ona polom i domostwom nieuchronną zagładę. Stopniowo zasypywane jest również jezioro i nawet las nie potrafi powstrzymać jej pochodu. Piasek, przysypujący drzewa, nie łamie nawet najdrobniejszych gałązek, nie niszczy igieł, szyszek czy liści. Można to łatwo stwierdzić, wyciągaj ąc . ostrożnie zasypaną gałąź. Zgubne jest tylko w tym przypadku odcięcie dostępu dostatecznej ilości tlenu do korzeni. Rośliny po prostu duszą się. Wydmy, które obserwujemy, nie są celowo umacniane przez człowieka. Dzięki temu można śledzić naturalne działanie sił przyrody, co jest zresztą ideą wszystkich parków narodowych. Brniemy dalej po wędrujących piaskach południowym brzegiem mierzei, aby od strony zawietrznej móc lepiej obserwować proces przemieszczania się wydmy. Ciekawy jest również młody olszynowy las rosnący wzdłuż brzegów jeziora. Stanowi on jedno z końcowych ogniw w procesie zarastania przez roślinność zbiorników wodnych. Od strony jeziora rzeka Łeba nanosi muł, a od strony mierzei wiatr przynosi piasek. Jezioro staje się coraz płytsze i umożliwia dalsze wkraczanie roślinności. Od zbiorowisk roślin wodnych o liściach pływających, poprzez szczególnie tutaj szeroki pas szuwarów, złożonych z trzciny oraz różnych gatunków sitowia, przez podmokłe łąki i zarośla kruszyny dochodzimy do olszyn. W zagłębieniach wydmowych napotykamy ślady niemieckiej szkoły pilotów szybowcowych. W XVIII stuleciu zasypana została tutaj wieś Łączki. Wchodzimy na najwyższą z wydm na mierzei — na Łącką Górę (42 m npm). Widok z tej góry jest naprawdę niezapomniany. Swoisty urok sfalowanej nadmorskiej pustyni długo pozostaje w pamięci wrażliwego na piękno turysty. Za drugim punktem triangulacyjnym (pierwszy stał przy wejściu na wydmy) skręcamy na południe i przedzierając się przez dziewiczy las, gdzie najwyższym prawem jest wicher morski, dochodzimy do ścieżki biegnącej wzdłuż jeziora. Dzika knieja rozbrzmiewa świergotem ptactwa, a od wydm dochodzi gorący oddech pustyni. jest tu zupełnie bezludnie, dostrzec tylko można ślady racic dzików i sarn. Ścieżką dochodzimy do Boleńca (16,5 km). Boleniec to pięć mniej lub więcej rozwalonych, nie zamieszkanych obecnie chat krytych sitowiem. W chatach tych przebywali w okresie połowów słowińscy rybacy z Kluk i innych okolicznych osiedli. Słowińcy to jedno z plemion kaszubskich zamieszkujące przeważnie północne i wschodnie tereny powiatu słupskiego. Przed wiekami Słowińcy zamieszkiwali obszary znacznie większe. Stały napór germanizacyjny sprawił jednakże, że coraz większe rzesze odciętej od macierzy ludności traciły kontakt z ojczystą mową. Pod naporem niemieckiej szkoły powszechnie obowiązującej, kościoła protestanckiego oraz służby wojskowej, ludność słowińska wynaradawiała się coraz bardziej. Jedynie na trudno dostępnych obszarach nad jeziorem Łebsko, wśród bagien i rozległych wód, Słowińcy przetrwali do naszych czasów. Sama nazwa oraz charakter gwary budziły u wszystkich slawistów zainteresowanie, potęgowane w dodatku egzotyką tego wymierającego ludu. Pierwszy zwrócił nań uwagę pastor gdański Krzysztof Celestyn Mrongowiusz i on też pierwszy jeździł go badać. Po nim odbył tutaj podróż w roku 1856, częściowo w towarzystwie Ceynowy i Papłońskiego, profesor petersburski Aleksander Hilfer-ding. W książce pt. „Ostatki Słowian" Hilferding opisuje, jak starzy Kaszubi w prostych słowach opowiadali mu tragiczne dzieje swojej germanizacji: „Do czasu siedmioletniej wojny (1756:—1763) była tu sama Polska, wszyscy mówili po kaszubsku. Król nakazał, ażeby uczyli się po niemiecku i wszystkie dzieci się uczyły. My jeszcze zawsze w domu rozmawialiśmy po kaszubsku, ale już moim dzieciom licho idzie mowa polska. To wszystko zaginie, potem to już nikt nie będzie tutaj, tu już nie będzie się mówiło po kaszubsku i się zapomni. To król nie chce tego mieć, wszystko ma być po niemiecku, wszędzie jedna mowa". Przy przeciwnych wiatrach i sztormowej pogodzie, siedzieli rybacy w boleńskich chatach przy ognisku, opowiadając o swoich przygodach, o potężnych wężach wyłaniających się z toni morskiej i zionących ogniem, o ognistym cielcu, który pilnował złożonych w zaroślach złotych dukatów, o białej dziewczynie ukazującej się nad falami, a znikającej jak mgła przy zawołaniu i o zatopionych dzwonach z kościoła ŚW. Mikołaja, dzwoniących u ujścia Łeby. Dym uchodził przez otwór w powale, wędząc rozwieszone na strychu ryby i impregnując sieci. Kobietom, jako tym które przynoszą w połowach nieszczęście, wstęp do chat w Boleńcu był wzbroniony. Zwroty rybackie w narzeczu kaszubskim utrzymywały się tutaj szczególnie długo. Dorsza, tak jak wszędzie na Kaszubach, nazywano pomuchlem. Jak opisuje Tetz-ner, ryby jadano przeważnie gotowane, 'rzadko pieczone. Gotowano kartofle razem z wędzonymi flądrami, albo kartofle i węgorza w mleku. Solony śledź był rarytasem. Z Boleńca kierujemy swoje kroki na północ, na plażę. Plażą idziemy około 7 kilometrów i skręcając na południe dochodzimy do latarni morskiej Czołpino (27,0 km). Latarnia ta, zbudowana przed około 60 laty, stoi na najwyższej, zalesionej wydmie (56 m npm.). Do 1934 roku paliło się tu światło naftowe. Obecnie potężna żarówka, której światło skoncentrowane jest skomplikowanymi soczewkami, wysyła swoje promienie na odległość 27 mil morskich, tj. około 50 km. Latarnia Czołpino jest latarnią o największym zasięgu na polskim wybrzeżu. Charakterystyka: światło przerywane, grupowe po dwa w grupie. Patrząc spod latarni na południowy wschód, widzimy w dali górę Rowokół (115 m npm.), u podnóża której leży wieś Smołdzino. Schodzimy przesieką w tym kierunku. UWAGA. Posługując się kompasem trzeba pamiętać, że w trójkącie Łeba—Ustka—Słupsk występuje zjawisko anomalii, tzw. łebskiej. Anomalia ta powoduje odchylenia igły kompasowej od kierunku N—S, wywołane występującymi w tym rejonie złożami rud żelaznych.